101 sposobów, by pochwalić dziecko. Ewa Wojtych. Psychologia w szkole
Fragmenty:
Przeglądam materiały do piątej klasy: Jak sobie radzić ze złością? Jak rozpoznawać złość u innych? Jakie są etapy podejmowania decyzji? Dlaczego ważne jest kończenie zadań na czas? Jak wynagradzać samego siebie za wykonanie zadania?
Jak mam to porównać z cyklem rozrodczym żaby albo z rządami Konstantyna Wielkiego? Dzieci zajmują się raczej projektami i szeroko pojmowanymi zagadnieniami niż nauką w ramach poszczególnych przedmiotów. Do końca szkoły podstawowej mają na ogół jednego nauczyciela do wszystkich przedmiotów. Wychowanie fizyczne? Kiedy nauczyciel widzi, że uczniowie są zmęczeni, zabiera ich na boisko i organizuje zajęcia ruchowe.
Później, już na zachodnim wybrzeżu, przyglądałam się szkolnym zajęciom w terenie. Dzieci z szóstej klasy podczas odpływu wyławiały z oceanu, co się dało. W dużym pojemniku znalazły się rozgwiazdy i małe rybki, kraby i krewetki, małe i wielkie muszle z przeróżnymi żyjątkami. Potem nauczycielka wyciągała z pojemnika poszczególne okazy i opowiadała. Jak mam to porównać z naszym studiowaniem budowy komórki? Zapewne łatwiej jest nauczać co roku tego samego materiału, który przydaje się potem tylko nielicznym. Trudniej jest wyciągnąć coś z morza, z jeziora, z lasu, a choćby i z worka – i ciekawie o tym opowiedzieć. Nauczyciel przestaje bowiem być guru – staje w jednym szeregu z dziećmi i pyta: „A to co?”. Nie mogę przeboleć, że dzieci w polskiej szkole uczą się przyrody z książek, a nie z natury. Że nie potrafią odróżnić jaworów od klonów. Że przemęczone siedzą nad książkami ucząc się o znaczeniu ruchu i świeżego powietrza. Dzieci, które poznałam w Kanadzie, nie są przemęczone, chętnie chodzą do szkoły i nie noszą wielkich tornistrów.
[...]
Szkoła jest obwieszona pracami uczniów i materiałami dotyczącymi wychowania. Na przykład: „101 miłych zwrotów, jakich możesz użyć, by pochwalić dziecko”. Na różne sposoby zachęca się młodych ludzi do otwartej rozmowy o uczuciach. To właśnie najbardziej mnie zachwyciło w kanadyjskiej szkole. Szacunek dla dziecięcych uczuć. Tak traktowane dzieciaki potrafią się pięknie odwdzięczyć. Nie są „coraz gorsze”, jak mawiają polscy nauczyciele, ale „naprawdę miłe”, jak mówią ci, których spotkałam w Kanadzie. Dostają wiele, ale potrafią też wiele dać.