Mikroekonomia jakiej jeszcze nie było. Robert H. Frank. Gdańsk: Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne
Fragment tłumaczenia:
FENOMEN BIULETYNU DLA INWESTORÓW
Bawi mnie to, jak często jestem proszony o udzielenie lub o przyjęcie specjalistycznej porady dotyczącej rynku akcji. Na przykład na przyjęciach, ludzie, którzy dowiadują się, że jestem ekonomistą, często pytają mnie, jakie akcje powinni kupić. W takiej sytuacji odpowiadam, że gdybym znał odpowiedź na to pytanie, nie musiałbym pracować na życie.
Asystenci maklerów, którzy zdobywają moje nazwisko z różnych list adresowych, i nie wiedzą, że jestem ekonomistą, często dzwonią do mnie z pytaniem, czy chciałbym otrzymywać porady inwestycyjne od ich szefów. I znowu jestem zmuszony odmawiać, i z pewnością nie dlatego, że wiem, które akcje pójdą w górę.
Właśnie przekonanie o słuszności hipotezy rynków efektywnych sprawia, że większość ekonomistów uważa za bezowocne kierowanie się poradami inwestycyjnymi. Jednym ważnym wyjątkiem od tej ogólnej zasady jest rada oparta na informacjach niedostępnych dla innych inwestorów. Przypuśćmy, na przykład, że Twój brat jest owym badaczem z firmy Genentech, który znalazł cudowny lek. Wiesz, że pracował nad tym problemem w swojej pracowni, w domu, w którym razem mieszkacie, i jego sprężysty krok informuje Cię o tym, że problem został właśnie rozwiązany. A ponieważ wiesz o tym, zanim dowiedział się ktokolwiek inny, to z pewnością możesz zarobić dużo pieniędzy, kupując akcje Genentechu. Jednak zauważ, że nawet ten przykład nie przeczy zasadzie, że do osiągnięcia znacznych korzyści trzeba talentu, ciężkiej pracy lub szczęścia. W tym wypadku to właśnie dzięki szczęściu dowiedziałeś się o odkryciu, zanim ktokolwiek inny mógł podjąć odpowiednie działania.
Jednak zazwyczaj informacje, jakie otrzymujemy na temat nowych możliwości osiągnięcia zysku, mają już kilka dni, tygodni, albo nawet miesięcy. Trudno sobie wyobrazić, aby tak zmurszałe informacje miały jeszcze jakąkolwiek wartość ekonomiczną. A jednak rzekomo wytrawni inwestorzy często zachowują się tak, jak gdyby warto było działać na podstawie starej wiadomości.
Jednym z najbardziej zadziwiających przykładów takich zachowań jest fenomen biuletynów inwestycyjnych. Większość dużych domów maklerskich zatrudnia analityków, których zadaniem jest informowanie na bieżąco o zachodzących w branży zmianach. Wyniki pracy tych analityków są okresowo, w skondensowanej formie, publikowane w biuletynach inwestycyjnych i następnie wysyłane do prenumeratorów. Zwykle koszt rocznej prenumeraty takiego biuletynu, ukazującego się nie częściej niż raz w miesiącu, wynosi kilkaset dolarów. Ekonomistów porusza kwestia, jak ktokolwiek mógłby sądzić, że warto się kierować informacjami zawartymi w tych biuletynach.
Aby zilustrować ten problem, rozważmy analityka, który 1 czerwca odkrywa, że nieprawidłowe procedury księgowe zaniżają zyski jakiejś spółki. Ponieważ inwestorzy sądzili, że spółka osiąga mniejsze zyski niż w rzeczywistości, to akcje były sprzedawane po cenie zbyt niskiej. Analityk omawia ten problem ze swoimi kolegami i przełożonymi, którzy po dodatkowym przyjrzeniu się sprawie potwierdzają jego wnioski. 15 czerwca analityk opisuje swoje odkrycie w artykule przeznaczonym do biuletynu. Biuletyn trafia do składu 22 czerwca i wraca do korekty 6 lipca. Błędy zostają poprawione, a drukarnia przysyła gotowe egzemplarze 20 lipca. Pracownicy przygotowują biuletyny do wysyłki i prenumeratorzy otrzymują je pierwszego sierpnia.
Podczas niemal 2 miesięcy, jakie upłynęły od odkrycia informacji do chwili, kiedy biuletyny trafiły do rąk prenumeratorów, wielu ludzi miało okazję podjąć działania na podstawie tej informacji. Na przykład wszyscy pracownicy domu maklerskiego mieli prawie 60 dni na zakup udziałów po zaniżonej cenie. Ogromne zasoby będące do dyspozycji dużych domów maklerskich sprawiają, że 60 minut byłoby wystarczającym czasem, by zbić majątek na tym odkryciu. Naturalnie, wiele biuletynów wychodzi częściej niż raz w miesiącu, ale nawet w wypadku codziennych biuletynów problem pozostaje zasadniczo taki sam. Nawet korzystając z natychmiastowych aktualizacji internetowych, masz małą szansę być pierwszą osobą, do której trafia informacja; przecież ktoś musiał umieścić wiadomość w sieci.
Dlaczego ktokolwiek mógłby sądzić, że dzięki informacjom z biuletynu możliwe jest zarobienie pieniędzy? I dlaczego ktokolwiek chce wydawać kilkaset dolarów rocznie na prenumeratę tego rodzaju informacji? Być może wielu inwestorów kupuje biuletyny nie z chęci uzyskania porad inwestycyjnych, ale po to, by mieć orientację w tym, co się dzieje w branży. Kupowanie i sprzedawanie aktywów na rynku kapitałowym oznacza zawieranie transakcji z prawdziwymi ludźmi. Podczas towarzyskich i służbowych spotkań w branży inwestycyjnej korzystne jest – naturalnie – robienie wrażenia osoby dobrze zorientowanej, a biuletyny mogą pomóc w osiągnięciu tego celu. Jednak trudno zrozumieć, w jaki sposób ktokolwiek mógłby zarobić pieniądze, kierując się zawartymi w nich poradami inwestycyjnymi.