gabinet psychologiczny

Ewa Wojtych

+48 502 98 33 98

Kartki z kalendarza

26 maja 2024

Żyjemy tak, jakbyśmy się wszyscy po cichu umówili, że sam fakt bycia matką nakłada na kobietę - niczym koronę na głowę - zestaw jakichś niebiańskich atrybutów. Należą do nich bezwarunkowa macierzyńska miłość, bezbłędna intuicja, mądrość serca, niestrudzone oddanie i radosne poświęcenie.

Z takiej “społecznej zmowy” krótka droga wiedzie do uznania, że kobieta w świętej roli matki przestaje być zwykłą osobą z własnym pakietem braków, słabości, tęsknot, pragnień czy na przykład myśli zupełnie niezwiązanych z dzieckiem. Matka w tych wyobrażeniach to kobieta w wersji turbo: nie męczy się, wcale nie jest jej trudno, a jeżeli czasem nastąpi bosą stopą na przysłowiowy klocek lego, to z uśmiechem na zmęczonej twarzy, jasnym łagodnym spojrzeniem, z kołysanką na ustach i grzechotką w dłoni.

Paskudnym skutkiem takiego idealizowania roli matki bywa uwewnętrznianie tego ideału przez same kobiety. Te, które nie są matkami, mogą niekiedy czuć presję, że omija je jakieś nadzwyczajne “uświęcenie”. Te, które matkami są, mogą czuć swoją nieadekwatność, niedorastanie do ideału. Wtedy szczególnie mocno mogą szukać czy nawet domagać się jakiegoś nadmuchanego potwierdzenia i powierzchownego, fasadowego szacunku czyli kolejnej dawki idealizowania figury matki. I tak powstaje błędne koło.

Tkwimy trochę bezrefleksyjnie w zdumiewającym rozszczepieniu: z jednej strony stawiamy matkę na zupełnie niezasłużonym piedestale, przypisując jej nadludzkie cechy, których przecież nie posiada, a z drugiej - równie często, umieszczamy ją w najbardziej chyba niedocenianej pozycji - siedzącej na domowej grzędzie kury domowej.

Jakie są prawdziwe, realne a nie wyidealizowane matki? Są różne. Na pewno nie są perfekcyjne. Urodzenie dziecka nie czyni nagle z kobiety istoty doskonale odpowiedzialnej, mądrej czy godnej nadzwyczajnego szacunku. Zupełnie tak samo, jak bycie biologicznym ojcem nie czyni z mężczyzny osoby doskonale odpowiedzialnej, mądrej czy godnej nadzwyczajnego szacunku.

Nie stawiajmy matkom ani ojcom aż tak wysokich poprzeczek. Zrzućmy macierzyństwo z piedestałów. Nie obdarzajmy matek kultem niemal boskim. Doceńmy za to ich codzienną pracę. Wyręczmy je od czasu do czasu. Zabierzmy dziecko na spacer. Nie mówmy, że osoba opiekująca się dzieckiem nie pracuje, tylko dlatego, że nie dostaje za to wynagrodzenia.

I pamiętajmy, że matka nie zawsze wie lepiej, nie zawsze chce wyłącznie dobra dla swojego dziecka, nie zawsze stawia dziecko na pierwszym miejscu.

Świat jest przecież pełen dzieci opuszczonych i opuszczanych. Dzieci niewidzianych i nierozumianych. Dzieci wykorzystywanych i nadużywanych. Dzieci nieszanowanych w swojej odrębności. Dzieci, które przychodząc na świat mają od razu wyznaczone zadanie: mają być przedłużeniem, lepszą wersją ojca czy matki, źródłem ich dumy, mają świadczyć o nich, mają otoczyć rodziców opieką na stare lata, mają zaspokoić ich potrzeby. Mają być dla nich.

Kiedy więc widzimy, że jakaś mama nie opuszcza - fizycznie albo emocjonalnie - swojego dziecka, kiedy je widzi, stara się zrozumieć, kiedy je szanuje, kiedy jest zmęczona ale macha tą cholerną grzechotką i autentycznie się uśmiecha na widok radości dziecka, kiedy stawia dobro dziecka przed swoim - to nie traktujmy tego jako oczywistości. To się nie dzieje samo. To się nie rodzi razem z dzieckiem. To jest praca i wysiłek tej kobiety. Taka praca, taki wysiłek zasługują na autentyczne uznanie, na wspieranie, na docenianie, na szacunek. Codziennie - nie tylko z okazji Dnia Matki.

.